Archiwum 21 stycznia 2005


sty 21 2005 prolog
Komentarze: 1

Siedząc przed tym moim starym, schorowanym niekiedy chrapliwie oddychającym i głośno kaszlącym aczkolwiek zawsze wiernym towarzyszem w podróży przez życie o jakże banalnym imieniu Franek (made in Japan) + nagrywarka LG gratis, odtwarzając w kółko i do znudzenia jakże magiczny, bo Potterowski, kawałek Johna Wiliamsa, stało się coś bynajmniej nieoczekiwanego. Z szóstego kąta kuchni numer dwa, tymczasowo od 3 lat służącej jako pokój na komputer, wytoczyło się do mnie małe kuliste coś. Coś było dziwne, podsyciło panującą wokół atmosferę magii i niewiadomych symboli, nie było to nawet winą obficie prószącego śniegu czy też tych zaczarowanych dzwonków wyśpiewujących mistyczne pieśni... coś siadło koło mnie wyrwało mi myszkę z ręki i....

oto jestem...

 

cukieroza : :